Od jakiegoś czasu
mieszkam we Wrocławiu, więc i na Rynku czasem bywam. Bywają tam też muzycy i
ludzie, którzy podchodząc do kogoś wprost pytają o pieniądze. Czasem zdarza się
takie 2w1 i wtedy gitarzysta może mieć do pomocy kolegę, który zaczepia prawie
każdego w promieniu 20 metrów od gitarzysty i wystawia czapkę/kapelusz
oznajmiając, że zbierają na wydanie płyty. No i ok.
Ludzie mogą coś
rzucić, mogą też odmówić, jak kto woli i jak kto może. Ja wybrałam wczoraj drugą
opcję i pewnie wszystko by się w tamtym momencie skończyło, gdyby nie to, że
podałam powód, dla którego nie podzielę się kasą z renty ojca lub emerytury
dziadka (trzymając w ręku wniosek o stypendium socjalne). „Nie dam pieniędzy
komuś w koszulce Converse.” Mam prawo, prawda? Nie tylko do tego by nie sypnąć
groszem, ale i wyrazić swoje zdanie w jakiejkolwiek kwestii. Według ww. kolegi
chyba jednak przegięłam, bo usłyszałam, że koszulkę dostał od zmarłego ojca i
nosi ją tylko i wyłącznie z sentymentu, a ja dostanę mocno po dupie od życia,
skoro tak oceniam ludzi.
Nie kwestionuję tego, czy jego ojciec
faktycznie umarł, bo wątpię, by na poczekaniu wymyślił sobie to jako wymówkę.
Ale oczywiście ja widząc na kimś raczej drogą koszulkę powinnam od razu
pomyśleć, że to był prezent od kogoś już nieżyjącego, a jej posiadacz nie ma nic
wartościowego do sprzedania, by odłożyć trochę gotówki na wydanie płyty i
lepiej, żeby zbierał ją od obcych. Mój błąd.
A co do tego, czy
dostanę po dupie od życia? Oszczędzę Wam szczegółów, ale sądzę, że już nieźle
oberwałam, w związku z czym konsekwencje wyciągania takich wniosków jak ten, że
koleś poradzi sobie bez moich pieniędzy bo ma drogie ciuchy, nie są mi
straszne.
O wiele gorsze wydaje
mi się to, co muszą przeżywać bezdomni. Wiadomo, część poprosi o jakieś drobne
na bułkę a wyda je na alkohol, czasem zaczepi Cię ktoś, kto spyta o pieniądze
na podejrzanie drogą zupę, a czasem ktoś faktycznie będzie głodny i szczytem
jego marzeń będzie kanapka.
Dziesiątki razy
ktoś liczył na jakąś pomoc finansową z mojej strony. Nawet gdybym chciała, to
nie byłoby mnie stać, by spełnić oczekiwania wszystkich. Ale nie chcę. Staram
się już nie być naiwnym dzieckiem. Portfel wyciągam zarówno przy muzykach, jak
i bezdomnych, ale tylko wtedy, gdy Ci pierwsi grają tak, że się wzruszam, a Ci
drudzy zaznaczają, że chcieliby coś zjeść. I nie dostają wtedy pieniędzy, tylko
jedzenie. Kiedyś otrzymałam w zamian przepiękny uśmiech. Wyobraźcie to sobie.
Ktoś był przeszczęśliwy bo dostał pączka, kawałek krojonego chleba i ser
topiony.
Nie odmówiłam
chłopakowi, który wczoraj do mnie podszedł, bo nic bym z tego nie miała, nawet
tego uśmiechu. Odmówiłam, bo wolę pomagać ludziom w potrzebie, w końcu
wszystkim nie mogę. I może czasem w przypływie strachu przed własną naiwnością
jestem zbyt podejrzliwa, ale cóż, muszę uważać, by nie dostać od życia po
dupie, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz